W prawdziwie innowacyjnych firmach pracownicy wiele wysiłku poświęcają ponoszeniu jak najliczniejszych porażek. Efekty swoich wpadek trzymają, z najwyższą dbałością i honorami, w specjalnym bankowym sejfie. Ów sejf jest sześć razy większy, niż ten, w którym gromadzone są sukcesy.

Artykuł pochodzi z książki „Budowanie kultury innowacyjności” Rafała Szczepanika i Andrzeja Niemczyka. Książka ukaże się w 2016r, nakładem Fundacji Training Projects.

Kilka lat temu pewien niezwykły wynalazek miał zrewolucjonizować świat. To była rzeczywista, a nie wirtualna innowacja – fizyczna rzecz, która miała odwrócić losy naszej planety. Bill Gates uznał, że wynalazca tej rzeczy będzie najbogatszym człowiekiem świata. Steve Jobs twierdził, że to projekt większy od komputera. Warren Buffet – jeden z najbogatszych inwestorów świata – uważał, że wartość sprzedaży tej rzeczy przekroczy wartość Googla, Facebooka i Amazona razem wziętych.

Ten wynalazek to Segway. Dwukołowy pojazd z kierownicą, nieco przypominający hulajnogę, napędzany elektrycznie i banalnie łatwy w prowadzeniu. Większość z nas go widziała: jako gadget dla turystów zwiedzających wielkie miasta, albo pojazd ochroniarzy w hipermarketach.

Dean Kamen pokazał światu swój produkt w 2001r. Kilku amerykańskich miliarderów uznało wówczas, że Segway pozwoli zastąpić samochody. Dzięki temu zlikwiduje korki w miastach – a nawet potrzebę budowania ulic i obwodnic. Dlatego zainwestowali w rozwój tego projektu miliony.

Dziś wiemy, że Segway to fajna rzecz, ale jego bardzo niszowa sprzedaż nie pozwoli szybko pokryć wielomilionowych inwestycji. Gates, Jobs i Buffet musieli przyznać, że się pomylili. Nie pierwszy zresztą raz. A skoro trójka tak wielkich innowatorów i przedsiębiorców zalicza taką wpadkę, to znaczy, że… to nie jest wpadka. To po prostu naturalny efekt innowacyjności.

Porażki zaliczaj seriami

W niektórych firmach pracownicy potrafią wymyślać jedną innowację za drugą. Sukces tych przedsiębiorstw nie jest efektem jednego, czasem przypadkowego, wynalazku. Mowa o takich gigantach jak Du Pont (ich pracownicy wymyślili m.in. Teflon, Lycre i Goretex) czy 3M (karteczki Post-It, taśma Scotch, produkty chemiczne, medyczne i elektroniczne).

Chcesz zbudować innowacyjny zespół? Zła wiadomość: nie da się zagwarantować, że któryś z naszych pracowników wymyśli ten jeden genialny produkt. Dobra wiadomość: można wytworzyć kulturę, w której ludzie produkują innowacje mniejsze i średnie – za to seriami. To zwiększa szanse, że któryś z serii drobnych wynalazków stanie się rynkowym hitem. Nigdy z góry nie wiemy, co nim będzie. Jednak przy stu albo dwustu pomysłach działa już rachunek prawdopodobieństwa – po prostu któryś musi odnieść sukces (jeśli zostanie dobrze wdrożony).

Jedną ze cech wspólnych dla takich firm jak 3M, Google czy Du Pont jest liczba wpadek. Samo 3M posiada ponad 40.000 patentów. Czterdzieści tysięcy wynalazków! Zarząd 3M ujawnił kiedyś, że 85% z nich nie wyszło nigdy poza fazę laboratoryjną. Potęgę innowacyjnych firm zbudowano na prostym fakcie: porażek jest sześć razy więcej niż sukcesów. Jeśli chcemy mieć dziesięć sukcesów – musimy zaliczyć sześćdziesiąt porażek. Zwykle zresztą autorami porażek i sukcesów są ci sami ludzie – najodważniejsi (nie bojący się wpadek), najbardziej kreatywni i innowacyjni.

Kredytujemy puszczanie pieniędzy z dymem

Taka liczba innowacyjnych patentów i pomysłów nie powstałaby, gdyby nie firmowy Bank Błędów. Ten bank ma w swojej ofercie dwie usługi. Pierwszą powinno się reklamować hasłem „kredytujemy każdego, kto chce wyrzucić nasze pieniądze w błoto”. To oczywiście pewne przerysowanie – ale nie tak odległe od prawdy. 3M sfinansowało przecież 40.000 patentów, z których w większości nigdy nie skorzysta. Finansuje je regularnie – od 1948 roku, kiedy ruszył słynny program „15%”. Dziś jego koszty to miliard dolarów rocznie. Jak łatwo policzyć, skoro 85% pomysłów nie wychodzi z laboratorium, średnio 850 milionów dolarów idzie co roku z dymem.

Koncepcja „15%” jest banalnie prosta. Każdy pracownik firmy – od sprzątaczki po prezesa – może 15% swojego opłaconego czasu pracy przeznaczyć na myślenie o czymkolwiek. Może wymyślać dowolne produkty i rozwiązania, bez zastanawiania się czy to się opłaci, czy zadziała, albo co ludzie powiedzą. Po prostu czysta, wolna kreatywność – bo tylko nieskrępowany mózg wędruje myślami w obszary prawdziwie nowe i twórcze. Więcej o tym, jak pracownicy spędzają owe 15% czasu, napiszemy w jednym z kolejnych rozdziałów książki.

Gdy opowiadam ten przykład na konferencjach dla menedżerów, wszystkich najbardziej dziwi jeden fakt. To, że w 3M nikt nie narzeka, iż firma „wyrzuca w błoto” setki milionów – choć przecież mogłaby je przeznaczyć na podwyżki, albo fundusz socjalny. Koncern ma wpisane w swoją kulturę organizacyjną celebrowanie wpadek – w sposób wręcz dosłowny (firmowe imprezy, premie…). Wszyscy są nauczeni, że na etapie wymyślania pomysłu nie wiadomo, która ze 100 idei będzie tą jedną wspaniałą. Mało tego – często nie można tego stwierdzić bez zbudowania kosztownego prototypu, albo równie drogich badań rynkowych. Za to jeden sukces z powodzeniem sfinansuje sześć innych błędów.

Niestety, nikt nie wymyślił sposobu na poprawę tej proporcji. Nikt nie wie, jak sprawić, by „jeden sukces na sześć porażek” zamienić w „jeden sukces na dwie porażki”. Nie ma np. większego sensu ograniczanie programu 15% tylko do grupy top menedżerów, albo młodych talentów, albo działu badań i rozwoju. Nikt przecież nie wątpi, że Jobs i Gates to utalentowani liderzy i innowatorzy ze znakomitym wyczuciem rynku. A mimo to Segway nie był ich jedyną porażką. Z drugiej strony, wiele innowacji powstawało w głowach szeregowych pracowników, którzy wcześniej niczym się nie wyróżniali.

Częściowymi metodami na zmniejszenie strat Banku Błędów jest Kultura Prototypowania (obecna np. w McDonalds) i Filozofia Agile (typowa np. dla Pracuj.pl) – dlatego obu poświęcimy osobne rozdziały tej książki.    

Google, zainspirowane programem 15% poszło dalej – tu pracownicy mogą „zmarnować” aż 20% czasu. Tylko dzięki temu powstały takie produkty jak Gmail czy Google Earth. Z czasem, podobne programy stworzyły też inne firmy: Hewlett Packard, czy FedEx.

Wstaw swój złom do naszego sejfu

Wróćmy jednak do 3M. Słynne karteczki Post It nie powstałyby, gdyby nie druga usługa Banku Błędów. Dla niej najtrafniejszym sloganem reklamowym byłoby „Jeśli masz jakiś niedziałający złom – z honorami przechowamy go w naszym pancernym sejfie”.

Klej do karteczek Post-It wymyślił w 1968r. Spencer Silver. Ten specyfik powstał przez przypadek – jako efekt pomyłki w badaniach laboratoryjnych. Silver pracował nad supermocnym klejem do trwałego łączenia metali, a wymyślił coś, co nawet papieru na dobre nie skleja. Uznał więc, że zaliczył porażkę i – zgodnie z firmową filozofią – uczcił to chwilą celebrowania. Po czym, jak każdy firmowy wynalazek, który nie działa i do niczego nie służy, umieścił w jednym z sejfów firmowego Banku Błędów. Zamek chroniący ten sejf przed atakiem złodziei to tak naprawdę biuro patentowe. Firma 3M po prostu opatentowała (przy niemałych wydatkach) ów klej. A potem umieściła go w archiwum – dla potomnych.

Po co w ogóle finansować takie archiwum niewypałów? Odpowiedzią jest problem Artura Fry’a – innego pracownika 3M. Ten pan to prywatnie chórzysta w kościele. Co niedziela denerwowały go spadające na podłogę zakładki, którymi zaznaczał w psałterzu kartki z pieśniami. Fry pomyślał, że skoro firmowy Bank Błędów zawiera tysiące nieużytych nigdy wynalazków, któryś na pewno pomoże mu rozwiązać jego kłopot. Poszedł więc do archiwum i przewertował je. Tam znalazł przepis na klej, którego główną wadą było to, że się nie klei. „To jest to!” – pomyślał Fry – „Nie zniszczę książki, a mogę przyklejać i odklejać zakładki!”. Sześć lat po tym, jak powstał wynalazek Silvera, Artur Fry niechcący wymyślił pierwowzór karteczek Post-It: samoprzylepne zakładki.

Gdyby nie Bank Błędów, w którym przez te lata trzymano patent Silvera, informacja o kleju dawno by zaginęła. Artur Fry pewnie nigdy nie wpadłby na pomysł swoich zakładek. A 3M nie zarobiłoby milionów dolarów na sprzedawanym w 100 krajach kawałku papieru posmarowanym bezużyteczną miksturą.

Spencer Silver przeszedł na emeryturę w 1996 roku. W czasie swojej pracy dla 3M wymyślił nie tylko „klej który się nie klei”. Firma sfinansowała i opatentowała aż 22 jego wynalazków z dziedziny chemii i medycyny. Kto wie, który z nich okaże się kiedyś kolejnym genialnym produktem? Na wszelki wypadek wszystkie przechowuje się z honorami w pewnym Banku Błędów…

Rate this post