Innowacyjne firmy jednocześnie uczą pracowników oszczędzania, jak i akceptacji dla pozytywnego marnotrawstwa. Bez połączenia tych dwóch umiejętności firma może być innowacyjna – ale tylko od przypadku do przypadku. Okazuje się, że mądrze marnować jest równie trudno jak mądrze oszczędzać.
Zacznijmy od dwóch przykładów – dwóch krajów, które w pewnym momencie swojego istnienia weszły na ścieżkę bardzo szybkiego rozwoju gospodarczego. Najpierw Finlandia – wcześniej bardzo ubogi kraj bez imponujących zasobów naturalnych czy urodzajnego klimatu. Wiele lat później Estonia. Ten kiedyś biedny kraj (w czasach komunistycznych nie był nawet niepodległy – był częścią ZSRR) odnotował najszybszy wzrost gospodarczy spośród byłych Państwo socjalistycznych. Oba te państwa łączy pięć elementów:
- Brak bogatych zasobów naturalnych (nie mają np. ropy, jak sąsiednia Norwegia) czy potencjału militarnego albo kapitałowego – przewagi konkurencyjne mogą więc budować tylko w oparciu o wiedzę i innowacje
- Imperialistyczny, silny i nieco wrogo nastawiony sąsiad z licznymi roszczeniami (Rosja) – dobra analogia do agresywnego i mocniejszego konkurenta rynkowego
- Podobna mentalność (Finlandia i Estonia to sąsiadujące kraje)
- Słaby punkt startu (niska zamożność kraju i obywateli)
- Podobna ścieżka rozwoju: inwestycje w zadania, które nie są popularne i nie zbierają łatwego poklasku. Nie są to bowiem inwestycje pierwszej potrzeby (nie zaspokajają bieżącego głodu – wręcz odwrotnie, oddalają w czasie konsumpcję) i nie zwracają się szybko (zwykle po kilkunastu latach, a w najlepszym razie po kilku). Najgorsze jednak, że w dużej części są inwestycje pozornie zmarnowane: tylko niektóre projekty przynoszą korzyści, reszta to niepowodzenia eksperymentowania (trafiają do opisanego wcześniej Banku Błędów).
Owe inwestycje w większości można przypisać do jednej z trzech grup:
- Edukacja innowacyjna i problemowa (kompetencje innowacyjne – o tym, jak je kształcić w firmie, będziemy jeszcze pisać) – przykładem jest słynny fiński boom edukacyjny
- Badania i rozwój – to dzięki temu powstała Nokia w Finlandii czy Skype w Estonii.
- Infrastruktura sprzyjająca nowoczesności (IT, komunikacja, logistyka, automatyzacja i robotyzacja itp.)
Przykłady Finlandii czy Estonii są o tyle ciekawe, że oba te kraje – z racji niewielkiej populacji i ubóstwa na starcie – nie mogły przeznaczyć na inwestycje rozwojowe dużych kwot. Robiły to jednak regularnie – z góry zakładając, że wydatki zwrócą się dopiero po latach (w Estonii większość dopiero zaczyna się zwracać). Kwoty, jakimi te kraje dysponowały na badania i edukację, były mniejsze niż te jakimi dysponują globalne korporacje w rodzaju ABB czy General Electric.
Wiele krajów, które startowały z zamożniejszego poziomu (choćby Polska – kiedyś bogatsza od Estonii) nie osiągnęły tak wysokich wyników wzrostu. To dowodzi, że problem mniej zależy od wielkości budżetu, jakim dysponujemy, a bardziej od mentalności ludzi. Przed mądrym inwestowaniem w innowacje ludzi powstrzymują trzy blokady mentalne. Są one w równym stopniu widoczne w zarządzaniu państwami, jak i komercyjnymi przedsiębiorstwami. Są to:
- Niechęć do myślenia długofalowego. To widać szczególnie wśród zarządów spółek giełdowych, które zmieniają się w korporacjach równie często jak politycy w Sejmie (dlatego jedni i drudzy myślą w horyzoncie jednej kadencji). Jeśli dodatkowo są rozliczani z rocznego zysku netto, a nie dziesięcioletniego wzrostu wartości spółki – siłą rzeczy nie myślą o perspektywie, w której zwrócą się najbardziej ambitne inwestycje rozwojowe.
- Bieżący konsumpcjonizm. To domena bardziej pracowników czy związków zawodowych. Parcie na przeznaczenie zysku na roczna premie czy podwyżki jest znacznie wyższe, niż na zainwestowanie tych kwot w badania i rozwój. Pamiętajmy, że trochę winy leży tu po stronie zarządów i działów HR. Część pracowników nie widzi bowiem zależności miedzy rozwojem firmy a swoją pensją – np. z powodu braku świadomości ekonomicznej. Czasem jednak takiego związku w ogóle nie ma: system premiowy nie został powiązany z wyceną firmy czy wzrostem jej pozycji rynkowej (np. udziałów w rynku albo obrotów).
- Źle pojmowana obawa przed marnotrawstwem. To najczęściej bariera mentalna działów finansów (pragną ograniczyć każdy wydatek nie przekładający się wprost na przychody) i właścicieli firm. Nie chcą oni wydawać pieniędzy, jeśli zachodzi ryzyko że dana inwestycja okaże się nietrafiona. Nie rozumieją filozofii Banku Błędów, którą opisaliśmy wcześniej: zasady mówiącej, że trzeba zainwestować w dziesięć projektów, by jeden okazał się sukcesem. Choć deklarują pozorną akceptację, w praktyce bywa inaczej. Tak bardzo boli ich marnowanie pieniędzy na owych dziewięć nieudanych prototypów, że wolą w ogóle nie chcą podejmować ryzyka. Firmy, w których panuje takie myślenie, nigdy nie odniosą sukcesu 3M, Googla czy DuPont. Gdyby w ten sposób rozumowali lekarze – w ogóle nie stosowano by szczepionek. Bo zaszczepić na tężec trzeba wszystkie dzieci, a potencjalnie zarazić się ma szansę tylko 10%. Czyli, myśląc czysto księgowo, 90% wydatków na profilaktykę jest marnowane!
Oczywiście w swoich wizjach czy planach firmy deklarują, że będą łożyć na badania i rozwój, edukację i infrastrukturę. W praktyce jednak tylko infrastruktura jest doceniana – bo efekt takich inwestycji jest szybki i namacalny (np. na hali pojawia się nowa maszyna). Z pozostałymi dwoma jest trudniej – gdy dochodzi do negocjacji o budżet, albo cięcia wydatków, szkolenia i badania zostają skreślone pierwsze. Czasem – gdy firma ma rzeczywisty nóż na gardle – jest to niezbędne i nieuniknione. Częściej jednak rezygnacja z edukacji i rozwoju ma inne przyczyny: jest po prostu łatwiejsza. Łatwiej zrezygnować z czegoś, co efekty przyniesie za kilka lat, niż zoptymalizować procesy albo obciąć wydatki konsumpcyjne.
Dlaczego w 3M nikt nie ma – nawet w czasach kryzysu – zakusów na cięcie wydatków prorozwojowych (15% budżetu firmy)? Są cztery powody:
- Świadomość liderów. Rolą zarządu, właściciela, lub działu HR (ktokolwiek pierwszy podejmie się tej ambitnej roli) musi być stałe uświadamianie szefów – na każdym szczeblu – czym jest innowacyjna kultura organizacyjna. A także tego, że niektóre jej elementy nie są darmowe. Liderzy musza zaakceptować fakt, że inwestycje zwrócą się po latach. Na dodatek większość eksperymentów i badań zaprowadzi firmę donikąd: tylko 1 lub 2 projekty na 10 skończą się sukcesem. W niektórych firmach można mocno zoptymalizować Budżet Innowacji poprzez zarzadzanie nim metodą AGILE (opiszemy ją w osobnym tekście), w innych po prostu trzeba zaakceptować, że rozwój kosztuje. Jednak brak rozwoju kosztuje dużo więcej.
- Polityka komunikacyjna. Jeśli chcemy przekonać pracowników do idei Budżetu Innowacji, to najskuteczniej zrobimy to, skupiając się na:
- Przypominaniu pozytywnych innowacji, jakie w przeszłości powstały w naszej firmie i zyski, jakie dzięki temu osiągnęliśmy. A jeśli to możliwe, pokazując także sylwetki pracowników – autorów tych innowacji, oraz korzyści jakie oni sami odnieśli (prestiż, awans, nagrody – jeśli takowe były).
- Pokazywaniu najlepszych praktyk – innych firm, które osiągnęły sukcesy dzięki inwestycjom w innowacje. Inspirujące, trafiające do wyobraźni i ciekawie zakomunikowane przykłady sukcesów biznesowych. Te historie po części powinny pochodzić od firm z naszej branży, po części od firm z naszego regionu kraju, a po części od firm podobnej wielkości. Tak, by odbiorca przekazu mógł się identyfikować z tymi historiami i dojść do wniosku „skoro im się udało, a jesteśmy do nich podobni, to też mamy realne szanse”.
- Komunikowaniu w obrazowy sposób – najlepiej także na realnych przykładach – wyliczeń dowodzących opłacalności wydawania pieniędzy nawet na nieudane eksperymenty. Przekaz powinien być mniej więcej taki: Jeśli wydamy po 100.000zł na 10 potencjalnych innowacji, a tylko jedna z nich okaże się sukcesem i przez najbliższe 5 lat co roku wygeneruje po 500.000zł zysku, to kosztem miliona złotych na innowacje osiągnęliśmy 2,5 miliona dochodów.
- Edukacja ekonomiczna załogi i menedżerów średniego szczebla. Budowanie innowacyjnej kultury wymaga, by wszyscy w firmie zaangażowali się w ten proces. Nie osiągniemy tego, jeśli pracownicy nie będą choć na ogólnym poziomie rozumieli ekonomicznej warstwy działania naszej firmy: co daje największe przychody, jakie są główne koszty, jaki jest nasz model biznesowy i jak pieniądz krąży w firmie. Jeśli ludzie mają optymalizować procesy – muszą je rozumieć. Jeśli mają generować innowacje – muszą rozumieć ekonomiczne korzyści, jakie dadzą ich pomysły. Co prawda nauka typowych finansów często jest nudna i nie dla każdego. Jednak tu chodzi o uczenie procesów i zjawisk ekonomicznych na ogólnym poziomie – a to już może być równie ciekawe jak gra w Eurobiznes albo Monopol. O tym, jak prowadzić interaktywną, zrozumiałą i atrakcyjną edukację ekonomiczno – finansową dla niefinansistów piszemy tutaj: http://www.symulacje.edu.pl/szkolenia_finanse_dla_niefinansistow .
- Sztywny Budżet Innowacji. 15% w 3M (pisaliśmy o tym w poprzednim rozdziale) to właśnie przykład sztywnej kotwicy budżetowej. Ów budżet to nie tylko kwota pieniężna – ale także ilość czasu, a nieraz i innych zasobów. To pula zasobów, które chcemy zainwestować w wymyślanie rewolucyjnych rozwiązań, innowacji itp. Jeżeli jest to sztywno określona wartość – jak owe 15% – to trudniej jest komuś kwestionować sens tej kwoty, albo namawiać do jej obniżenia. Staje się ona bowiem firmową tradycją, swoistym elementem kultury organizacji (czy nawet tematem działań PR – 3M, Google czy Fedex aktywnie chwalą się swoimi programami). Nie trzeba co roku ustanawiać, ustalać nowego budżetu – nie ma więc tylu okazji, by negocjować jego obniżanie. Z drugiej strony, niezmienność tej kwoty pozwala planować projekty, które przekraczają rok (typowy horyzont budżetowy). Daje to większy komfort i poczucie stabilności firmowym innowatorom. Oczywiście najlepiej wyrażać kwotę procentem – wówczas w naturalny sposób będzie ona rosła wraz ze wzrostem firmy, ale też spadała w okresach kryzysu (co łatwiej będzie zaakceptować krytykom Budżetu Innowacji).
Na koniec ważne uzupełnienie: namawiamy do zaakceptowania wydatków na nieudane eksperymenty badawcze i innowacje, ale nie do luzowania polityki kosztowej firmy. W równym stopniu jesteśmy zwolennikami inwestowania w rozwój i oszczędzania. Sami jesteśmy właścicielami firm i każdy większy wydatek analizujemy trzy razy. Jednak oszczędzać należy gdzie indziej. Na bieżącej konsumpcji (np. premiach które nie są powiązane z efektywnością). Na wygodzie (np. nadmiernie luksusowych biurach czy samochodach). Na optymalizacji i filozofii LEAN: rezygnowaniu z każdej czynności czy procesu, które nie wnoszą wartości dodanej. A także – co zabrzmi dziwnie w tekście adresowanym do działów HR – na ludziach. A dokładniej: na automatyzacji, robotyzacji i informatyzacji każdego procesu, w którym człowieka można zastąpić maszyną. Jednak najpierw musimy zainwestować w wymyślenie owej maszyny.